czwartek, 8 października 2015

17. NIEŚMIERTELNIK





JUSTIN 
   Idę w stronę w którą poszła Sam.
Moja szczęka jest mocno zaciśnięta, a ja muszę się powstrzymywać przed uderzeniem w cokolwiek.
Sprowokowała mnie.
Nienawidzę jak mi się rozkazuje. Wybuchłem. Może nie powinienem mówić takich rzeczy, ale nie panowałem nad sobą.
Wchodzę bocznym wejściem na boisko, a do moich uszu dochodzi czyjś szloch. Zaskoczony szukam wzrokiem osoby od której on pochodzi, a gdy zauważam Sam, którą obejmuje Chris mam ochotę zacząć na nich wrzeszczeć. Jego ręka leży na jej placach.
Kiedy widzę w jaki sposób ją dotyka robi mi się niedobrze, a świadomość tego, że to ja doprowadziłem ją do takiego stanu jest jeszcze gorsza.
Moja chęć rozwalenia wszystkiego na swojej drodze mija. Powoli się cofam i wychodzę z boiska.
Czuję, ze tym razem przegrałem i głupie przepraszam nie jest wystarczające.
Ale z drugiej strony, czy chce ją przepraszać?
Sam nie jest dziewczyną na jedną noc. Nie jest też kimś z kim można nie określać związku. Więc albo jesteś z nią całkowicie, albo nie jesteś wcale.
Nigdy nie potrzebowałem związku. Po prostu się w to nie bawię.
I czuję, ze tym razem też mi to nie jest potrzebne. 



SAM 
   Po długiej rozmowie z Chris'em wracam do domu. Jestem zmęczona dzisiejszym dniem tak bardzo, że pierwszy raz od miesiąca marzę o tym, żeby zniknąć tak jak kiedyś. W tym momencie dałabym wiele, aby to nigdy się nie wydarzyło. Przez jeden jedyny moment, chce być starą niewidzialną sobą.
- Po co znowu wchodzisz z butami w nasze życie?! - słyszę krzyk swojej mamy, gdy tylko przekraczam próg domu.
- Chce uczestniczyć w życiu mojej córki! Nie możesz mi tego zabronić! - odzywa się tata.
Najwyraźniej nie usłyszeli jak weszłam.
Staje przy ścianie, aby dalej słuchać. Wiem, że podsłuchiwanie jest niegrzeczne, ale cóż. Jeżeli chodzi o moich rodziców, to mogę wszystko.
- Nie! Chcesz znowu dać jej nadzieję i uciec! To jest to co robisz zawsze! - odkrzykuje. - Kwestia czasu, kiedy pogodzisz się z Marią i znowu do niej wrócisz!
- Maria nie ma z tym nic wspólnego!
Słyszę sarkastyczny śmiech mamy.
- Ależ oczywiście, ze ma! Gdyby nie to, ze jesteście pokłóceni, to nigdy by Cię tutaj nie było! - widzę jej cień na równoległej ścianie.
Jest zdenerwowana, bo cały czas macha rękami. Gdy słucham każdego słowa, czuję jak coś zaczyna się we mnie gotować.
- Wynos się z mojego domu! Nie potrzebujemy Cię! Samantha będzie się czuła lepiej bez Ciebie! - krzyczy, a gdy słyszę swoje imię gwałtownie wchodzę do salonu.
- Nie masz prawa go wyrzucać! - podnoszę głos, chcąc jak najlepiej obronić swojego ojca. - To też mój dom! - oboje milkną gdy mnie zauważają. Kontynuuje:
- Gdzie byłaś przez ostatnie dwa tygodnie? To tata robił mi obiad i ze mną rozmawiał. Jeżeli ktoś ma się wynieść, to Ty! Bo to Ciebie i tak nigdy nie ma w moim życiu! - krzyczę.
Z moich oczu znowu wypływają łzy. Nawet na nich nie patrząc wbiegam po schodach i zamykam się w swoim pokoju. Nienawidzę tego.
Dlaczego nie mogę mieć normalnej rodziny? Matki, która się o mnie troszczy?
Kładę się na łóżku i wtulam głowę w poduszkę. Chcę, żeby ten dzień się skończył.
Wkładam rękę pod poduszkę i napotykam przeszkodę. Palcami dotykam przedmiotu. Jest bardzo zimny.
Wyciągam go, a moim oczom ukazuje się nieśmiertelnik Justin'a. Przypominam sobie o tym, ze miał go zabrać, ale zapomniał o nim.
Przez chwilę przyglądam mu się z ciekawością. Owijam go wokół ręki i czuję niemiłe uczucie w brzuchu.
Dlaczego w momencie, kiedy nie chce o nim myśleć, wszystko mi go przypomina? 



○○○



- Sam? - pyta łagodny głos mamy przez zamknięte drzwi.
Musiałam zasnąć. Ocieram oczy i unoszę się lekko. Na swojej ręce ciągle mam owinięty nieśmiertelnik Justin'a.
- Twoi przyjaciele przyszli - informuje mnie.
Chowam nieśmiertelnik do szafki nocnej i podchodzę otworzyć drzwi. Mama już poszła, ale zamiast niej stali tam Megan i Dylan.
- Hej - mówi rudowłosa. - Możemy wejść? - pyta, a ja automatycznie uchylam im drzwi.
Wchodzą, a ja bez skrępowania znowu kładę się na łóżko.
- Wyglądasz okropnie - stwierdza Dylan ze skrzywioną miną.
Wzruszam ramionami.
Mało mnie to teraz obchodzi.
- Co się stało? - pyta Megan ze zmartwionym wyrazem twarzy.
Siada na łóżku i kładzie mi rękę na ramieniu. 
- Wszystko się popsuło. Ale tak bywa, nie? - pytam i uśmiecham się lekko.
Dylan siada obok Megan.
- To są babskie sprawy, jestem w tym do dupy - mruczy, a ja mimowolnie chichocze.
- Dlaczego wyglądasz tak, jakby ktoś przejechał Cię wałkiem? - pyta chłopak, a Megan uderza go w ramie i patrzy się na niego ostrzegawczo.
- W porządku - mamroczę podnosząc się. - Jestem naiwna, prawda?
Megan marszczy brwi.
- Nie rozumiem do czego zmierzasz.
Wzdycham cicho.
- Dałam się mu nabrać - mówię cicho. - Pozwoliłam sobie uwierzyć, że jest wart poświęcenia i... - robię pauzę, aby wziąć oddech. - że się zmienił. Dla mnie.
Dopiero, gdy to powiedziałam zdałam sobie sprawę z tego jak żałośnie to brzmi.
Dylan kręci powoli głową.
- Czekaj, chodzi ci o Justin'a? - pyta Megan.
- Co zrobił? - ciemnowłosy odzywa się zaraz po niej.
- Uświadomił mi jak bardzo się myliłam - odpowiadam ogólnikowo.
To chore, ale pomiędzy tym wszystkim nadal nie chce, aby oni mieli o nim złe zdanie. Gdzieś tam w środku czuję potrzebę bronić go, chociażby w najmniejszym stopniu.
Dylan wzdycha cicho.
- To moja wina - mówi. - To ja wręcz pchałem was do siebie. Całkowicie zapomniałem o tym jaki jest Justin.
Znowu czuję niemiłe uczucie. Kiedy sama sobie próbuje uświadomić, że Justin po prostu się bawił, to jakoś inaczej to wygląda. Gdy mówi to Dylan, to staje się bardziej realne niż bym tego chciała.
- Nigdy was nie rozumiałam - odzywa się Megan. - Wydawało mi się, że to wy się bardziej lubicie - mówi patrząc się raz na mnie, raz na Dylan'a. - A później wszystko wam tak nagle minęło. Sam zaczęła zadawać się z Justin'em, a Ty wydawałeś się niewzruszony tym wszystkim. Czemu? - pyta.
Dylan posyła mi znaczący wzrok, a ja gdy domyślam się o co mu chodzi, aż uchylam usta ze zdumienia.
Nie wierzę, że to zrobi.
- To nie tak... - zaczyna cicho. - Sam mi tylko pomagała. Nie jestem taki... - milknie na chwilę. Megan przygląda mu się z napięciem. Ta sytuacja musiała ją męczyć dłuższy czas. - Jestem gejem. 


JUSTIN 
- Może już starczy? - pyta barman, gdy zamawiam kolejny kieliszek czystej.
Kręcę głową i gdy podaje mi przezroczystą ciecz, przechylam kieliszek i wypijam całą jego zawartość.
To żałosne, że ostatnio zacząłem leczyć się alkoholem. Zawsze, gdy miałem jakiś problem, to potrafiłem rozwiązać go normalnie.
- Tym razem, ona po Ciebie nie przyjedzie - słyszę kpiący głosik w  głowie.
Uśmiecham się zrezygnowany. Oczywiście, że nie przyjedzie. Po co miałaby przyjeżdżać do kogoś takiego jak ja? 




○○○


   Zataczam się i przytrzymuje furtki. Na szczęście ona nie mieszka daleko tego baru, więc spokojnie mogłem tutaj przyjść.
To znaczy, wywaliłem się może dwa razy, ale co z tego?
Staje przy drzwiach i stukam w nie pięścią. Nie wiem, która jest godzina, ale nie obchodzi mnie to. Gdy nikt nie otwiera stukam jeszcze raz. Muszę się z nią spotkać.
- Co jest do cholery? - warczy uchylając lekko drzwi.
Gdy mnie zauważa jej twarz z zdenerwowanej zamienia się w zaskoczoną.
- Justin? - pyta uchylając szerzej drzwi.
Jest ubrana w spodenki i koszulkę.
Można i tak.
Uśmiecham się zadziornie.
- Cześć Alice - mamroczę. - Miałaś rację. Nie potrzebuje jej. Nawet mi na niej nie zależy - mówię na wstępie ciągle z uśmiechem.
To moja taktyka. Wmawianie sobie.
Powiem szczerze, że jak na razie działa.
- Tak myślałam, że kiedyś ci przejdzie - odpowiada z uśmiechem.
- Ale nadal o niej myślę. Chce zapomnieć - nie wiem czemu mówię jej o tym wszystkim.
Jest pusta.
I nigdy tego nie zrozumie, ale moja podświadomość każe mi w to wierzyć.
- Mogę ci pomóc - proponuje uchylając drzwi od swojego domu.
Patrzę się na nią dłuższą chwilę i rozważam wszystkie za i przeciw. Bardzo dobrze, że przed przyjściem tutaj trochę wypiłem. Dzięki temu mój mózg działa na lekkomyślnych obrotach. I właśnie o to chodzi.
Przygadam się ciemnowłosej z góry na dół i uśmiecham się przy tym cwanie.
Cóż, jestem tylko facetem.
A ona jest cholernie seksowna.
Nie zastanawiając się dłużej wpijam się w jej usta. Alice od razu je uchyla dając mi dostęp do środka. Uśmiecham się i wpycham jej język do środka. Dziewczyna łapie mnie za koszulkę i wciąga do środka. Kierujemy się w stronę jej salonu. Jej ręką ląduje pod moją koszulką po to, aby za chwilę pomóc mi ją zdjąć. Gdy zamykam oczy mimowolnie wyobrażam sobie Sam na miejscu Alice. Cholernie mnie to denerwuje.
Popycha mnie na kanapę i siada na mnie rozkrokiem. Ciągnę za koniec jej bluzki, aby dać jej znak, że ma ją zdjąć. Dziewczyna posłusznie robi to co jej każe. Jej usta krążą po mojej szyi, a ja szybkim ruchem ściągam jej stanik. Moja ręka automatycznie ląduje na jej piersi. Ściskam ją, a dziewczyna wydaje z siebie cichy jęk. Drugą rękę kładę na jej tyłek.
Nagle wstaje ze mnie i zdejmuje z siebie spodenki razem z majtkami.
Uśmiecham się pod nosem obserwując każdy jej ruch. Ta dziewczyna zawsze przechodziła do rzeczy.
Podchodzi do mnie i staje przede mną cala naga.
Sam nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.
Ona jest subtelna i delikatna. Właśnie to mi się w niej podoba.

Kurwa.
Zdenerwowany tym, że nawet w takich momentach myślę o niej, mocno przyciągam do siebie Alice i znowu brutalnie wpijam się w jej usta. Jestem zły, a to że mam ją pod ręką tylko mi pomaga.
Jej wolna ręka rozpina mi rozporek.
Po chwili pozbawia mnie spodni i znowu na mnie siada. Mój członek pociera się o jej udo, a ja muszę zacisnąć szczękę, aby powstrzymać się przed pieprzeniem jej tu i teraz.
- Chyba dawno nikogo nie przeleciałeś, co? - szepcze mi do ucha ciemnowłosa.
To niemożliwe jak bardzo perwersyjna ona jest. 
Miała rację. Dawno nikogo nie pieprzyłem. 
Z wiadomych powodów. 
Ale teraz już nic nie stoi na przeszkodzie.
- Kurwa, Alice - warczę ostrzegawczo.
Wiem, że teraz daje jej satysfakcje. O to chodziło jej od samego początku.
Widzę jej przenikliwy uśmiech i za chwilę nakierowuje się na mojego członka. Wchodzę w nią.
- Kurwa - znowu przeklinam.
Zaczynam się w niej poruszać. 
Jej ręce zaciskają się na moich plecach co doprowadza mnie do szaleństwa.
- Justin - jęczy cicho, gdy moje ruchy stają się coraz szybsze.
Zaciskam ręce na jej biodrach i skupiam całą swoją uwagę na pieprzeniu jej.
Cholernie mi tego brakowało.
I przez jedną sekundę niczego nie żałuję. 



SAM
   Megan i Dylan wyszli, a ja po szybkim prysznicu położyłam się do łóżka.
Megan wcale nie zareagowała tak źle. Obiecała, że dopóki on nie zdecyduje się powiedzieć o tym chłopakom, to ona też nie zamierza. Cieszę się, że nie muszę przed nią tego ukrywać. To było naprawdę męczące.
Nie mogę zasnąć. Przekręcam się z boku na bok, aż przypominam sobie o nieśmiertelniku Justin'a. Wyjmuję go z szafki i jeszcze chwilę oglądam.
Ciekawe co on czuję. Chciałabym wiedzieć, czy poruszyło go to chociaż w najmniejszym stopniu, czy też o tym myśli...
Wzdycham i znowu owijając go wokół nadgarstka wtulam się w poduszkę.
Prawie zasypiam, ale nagle budzi mnie dzwonek mojego telefonu.
Podnoszę go z szafki nocnej i marszcząc brwi z powodu światła odbieram. 

Nawet nie spojrzałam kto to.
- Obudziłem Cię? - pyta, a ja automatycznie poznaje go po głosie.
Chris.
- Em, zasypiałam, ale to nic - odpowiadam zdziwiona jego telefonem.
- Przepraszam - mamrocze. - Chciałem tylko wiedzieć jak się czujesz.
Automatycznie robi mi się cieplej na sercu. Nie wiedziałam, ze przejął się tym aż tak.
- Jest okej - mówię cicho. - Dziękuję. Za wszystko.
- Nie masz za co. Po prostu... - robi pauzę i wzdycha. - Martwię się. Nie chcę, żebyś była przez niego smutna - mówi, a ja zaciskam na chwilę usta.
- Nie musisz się martwić - odpowiadam. - Nic mi nie będzie.
- Mam nadzieję, że widzimy się jutro w szkole - mamrocze.
- Oczywiście - odpowiadam i uśmiecham się słabo mimo, iż wiem, że on tego nie zobaczy.
- Dobranoc Sam - mruczy cicho.
- Dobranoc Chris - mówię. 


JUSTIN
   Wchodzę do szkoły i wzrokiem od razu szukam Sam. Gdy zdaje sobie sprawę z tego co robię karce się w głowie.
To po prostu przyzwyczajenie.
- Justin! - słyszę czyjś głos za sobą.
Odwracam się i widzę Alice, która podchodzi i całuje mnie na przywitanie.
Gdy się ode mnie odsuwa unoszę brwi do góry.
- Co to kurwa było? - pytam.
Alice od razu schodzi uśmiech z twarzy.
- No jak to... Przecież wczoraj... Myślałam... - jąka się.
- To nie myśl. Myślenie źle ci wychodzi - docinam jej.
Tylko ona jest tak głupia, aby myśleć, że przespanie się z nią po pijaku cokolwiek zmienia.
- Byłem pijany - stwierdzam.
- Ale powiedziałeś, że nie potrzebujesz Sam - mówi głośno. 

Parę osób odwraca głowy w naszym kierunku.
Ostatnie czego potrzebuję, to scena przy całej szkole.
- Możliwe - przyznaje jej rację. Nie bardzo pamiętam co wtedy mówiłem. - Ale to nie znaczy, że potrzebuje ciebie - mówię i wzruszając ramionami odchodzę.
To wkurwiające.
Ale nie mogę pozbyć się wyrzutów sumienia. Nigdy nie czułem się tak chujowo po zaliczeniu jakiejś laski. Przysięgam.
To beznadziejnie uczucie wręcz rozwala mnie od środka. 


○○○


  Na stołówce, korytarzu, wszędzie gdzie była Sam i reszta naszej paczki nawet nie mogłem spojrzeć jej w oczy. Nie potrafiłem.
Teraz wszyscy staliśmy na korytarzu. 
Sam i Chris cały czas przebywali tylko w swoim towarzystwie. Od początku dnia miałem wrażenie, że Chris polubił ją bardziej niż powinien. A gdy wcześniej na stołówce zaczął ją karmić, z tymi swoimi maślanymi oczami, miałem już pewność.
Wkurwia mnie to niesamowicie, ale prawda jest taka, że nie mogę niczego jej zabronić.
Nie chcę niczego miedzy nami, więc po prostu muszę to przełknąć. Nie wiem czemu, aż tak bardzo mnie to denerwuje. Może chodzi o to, że dużo czasu spędziłem z Sam i teraz perspektywa jej i Chris'a razem trochę mnie wkurza.
Ale to w końcu przejdzie.
Dzwoni dzwonek.
Wszyscy żegnają się i odchodzą na lekcje.
- Idziesz? - pyta Chris Sam.
Ona uśmiecha się lekko i odpowiada:
- Za chwilę.
Chris posyła mi krótkie spojrzenie i po chwili kiwa powoli głową. Nie ufa mi. Tak jakby myślał, że zrobię jej coś złego.
Przewracam oczami wkurzony na jego nadopiekuńczość.
Odchodzi.
Oblizuje usta i patrzę się na dziewczynę. Jestem ciekawy co chce zrobić.
Zmniejsza odległość między nami, a gdzieś we mnie pojawia się płomyk nadziei. Może nie jest wcale tak źle?
Delikatnie bierze moją dłoń w swoją i otwiera ją. 
Nie mogę pozbyć się tego uczucia, gdy mnie dotyka.
Nagle czuję coś zimnego na wnętrzu mojej ręki. Patrzę się na to i widzę swój nieśmiertelnik.
Chciała po prostu mi go oddać.
Patrzę się intensywnie w jej oczy. Mam żałosną nadzieję, że to na nią podziała. Ale ona wydaje się niewzruszona. Zabiera rękę. Przed oczami przelatują mi ślady na jej nadgarstku. Dziewczyna bez słowa odwraca się i odchodzi. 
Moja nadzieja gaśnie szybciej niż się pojawiła.
Patrzę się na swój nieśmiertelnik i nagle zaczyna mi świtać. 
Jej ślady na rękach były po moim nieśmiertelniku. 
Musiała nosić go bardzo długo.
Tylko dlaczego?

33 komentarze:

  1. Troche dużo tych kłótni biorąc pod uwage że jest ok a chwile później już nie.
    Rozdział świetny.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow :O Ale mogłoby być między nimi jednak normalnie, kłótnia praktycznie co rozdział to już za dużo :(

    OdpowiedzUsuń
  3. i bardzio dobrze że mu go oddała nich on sobie nie myśli że to się od tak zapomnieć i wybaczyć niech teraz sobie pocierpi .....

    OdpowiedzUsuń
  4. WIECEJ, WIECEJ, WIECEJ, CZEKAM, SUPER, WENY.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi tak sie wiecznie klotnie podobają , nie wiem czemu :P trzymaj tak dalej bo dobrze Ci idzie :) czekam na kolejny !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham kocham kocham ten blog, czekam z utęsknieniem na nowy:( i niech Justinowi zacznie zależeć!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciąg dalszy dramy nastąpi xxd ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. Uuuu. Śliczny. Jak on mógł jej tak zrobić

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham to opowiadanie! Jest takie inne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Chciałabym żeby między nimi było wszystko dobrze . Sam trzymała ten nieśmiertelnik pewnie dlatego , że ciała poczuć tak jakby Justina przy sobie ... Ona bardzo cierpi tym jak on ją traktuje . czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie powiem ze jest najlepszy ale też ze jest zły,czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Boziu no nie ja nawet nie wiem jakim cudem to tak szybko przeczytałam... Justin to dupek i każdy się zgodzi ... Tylko że to najlepszy i najwspanialszy dupek ,który musi być z Sam i koniec xdd Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. ����. fantastic!

    OdpowiedzUsuń
  14. Justin jest dupkiem :/

    OdpowiedzUsuń
  15. haha :d to się robi coraz bardziej popieprzone! Sam dobrze zrobiła nie pokazując żadnych uczuć! :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Mega! Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak zwykle perfekcyjnyyyyyy!
    Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Proszę o następny :) <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Chce już kolejny.. Super rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  20. Najlepszy z najlepszych *.*

    OdpowiedzUsuń
  21. Kurcze no juz zdążyłam się rozczytać a tu nagle koniec ... Nawet gdybyś napisała więcej to i tak nam by było mało ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Zaczelam dzis rano czytac i wlasnie skonczylam.. i chce juz kolejny. Od dzis to moje ulubione ff.

    OdpowiedzUsuń
  23. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Pełno dram..:((
    Ale niech Justin trochę pocierpi, mógł nie mowic takich rzeczy, o.
    Ciekawe czy teraz Chris nie będzie dowalal się do Sam....
    Czekam na następny, pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Czekam Czekam z niecierpliwością...

    OdpowiedzUsuń
  26. Czekam i nie mogę się doczekać

    OdpowiedzUsuń
  27. Aj ten Justin.Zobaczymy jak to dalej się potoczy. Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  28. Koleżanka poleciła mi to ff. i cholera! Zakochałam się. Masz bardzo fajny styl pisania. Czekam na następny. i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  29. Już nie mogę się kolejnego <33

    OdpowiedzUsuń