poniedziałek, 23 listopada 2015

27. WSPOMNIENIA




SAM
Nieznajomy pogłębia pocałunek, a ja wiem, że jeśli teraz tego nie skończę, to nie zrobię tego wcale. 
Chce tego. Możliwe, że chodzi mi tylko o czystą satysfakcję, kiedy Justin się dowie.Chce, żeby przez jedną chwilę poczuł to co przez cały ten czas czułam ja.
Ale mimo moich szczerych chęci zapomnienia o nim i ruszenia dalej cały czas coś mi przeszkadza. Nawet ten pocałunek nie wydaje się jakiś niezwykły. 
On nie jest Justin'em.
I w tym tkwi cały problem.
- Sam, trochę źle się czuję - słyszę głos Dylan'a po swojej prawej stronie.
Odsuwam się od nieznajomego, który ma zdezorientowany wyraz twarzy.
Wzdycham cicho. 
Nie wiem czy czuję ulgę, bo oszczędził mi trudnego wyboru, czy może jestem zła, bo nawet takie coś mi się nie udaje.
- Kto to? - słyszę głos chłopaka. 
Przewracam oczami, bo nawet nie mam siły tłumaczyć mu kim jest dla mnie Dylan. Oczywiście on musi zrobić to za mnie i to do tego w swój popieprzony sposób.
- Oh, spokojnie - mamrocze uśmiechnięty. - Tylko czasem się pieprzymy. A teraz chodź Sam - mówi po czym odciąga mnie od chłopaka.
Zostawiam go tam ze zdumionym wyrazem twarzy.
Przeciskamy się przez tłum aż w końcu dociera d mnie powiew zimnego powietrza. Dylan siada przy ścianie, a ja stoję obok niego z założonymi rękami.
Widzę, jak jego twarz automatycznie się zmienia i już nie wygląda tak słabo.
- Zrobiłeś to specjalnie - stwierdzam, a on uśmiecha się dumny.
Pieprzony aktor.
- Też cię kocham Sam - grucha i cmoka w powietrzu. - Ale jestem niezaprzeczalnie "Team Justin" - śmieje się, a ja przewracam oczami.
Dupek.
Wzdycham i siadam obok niego.
- A jeżeli ja chce ruszyć dalej? Dlaczego nikt nie pozwala mi mieć na wszystko wyjebane? - warczę.
Dylan grozi mi palcem i odpowiada:
- Po pierwsze, nie przeklinaj. Po drugie, wcale nie chcesz ruszyć dalej. Chcesz tylko takimi frajerami jak ten tu i takimi imprezami jak te tu, zagłuszyć to co czujesz - stwierdza i wzrusza ramionami jakby to było oczywiste.
- Wcale nie! - zaprzeczam. - Ja chce tylko zacząć wszystko od nowa. Bez Justin'a i jego gierek na każdym boku - sapię mając już dosyć tłumaczenia tego wszystkim.
Nienawidzę, gdy ktoś próbuje mi coś wmówić, a od czasu jak się dowiedziałam o tym co zrobił mi Justin każdy próbuje mi wmówić, że go kocham i tylko udaje, że tak nie jest. 
- Przecież to widać - wzdycha.
Wstaje zdenerwowana.
- Pieprz się - warczę. - Wracamy do domu ojca i jeżeli jeszcze raz, chociażby niechcący wspomnisz Justin'a, to przysięgam,  że nie ręczę za siebie.


○○

  Parę ostatnich dni minęło mi bardzo szybko. Miałam zostać u ojca do Nowego Roku i chociaż nie bardzo mi się to podoba, to jednak wolę spędzać czas tutaj niż z naszą paczką, w której jest Justin. 
Oprócz tego, że cały czas było tutaj niezręcznie, to chyba wszystko było okej.
Dylan i mój tata przez cały czas dobrze się dogadują. Ja próbowałam zrobić to samo z Marią, ale rozmowa nam się nie klei, więc nawet już się nie staram. 
   Dzisiaj Wigilia. 
Nigdy nie świętowaliśmy jej jakoś bardzo, ale zawsze wieczorem i rano jedliśmy wspólne posiłki. Oh, i jeszcze prezenty. Nieodłączna tradycja świąt. 
Marii ostatnio kupiłam książkę, bo słyszałam, że bardzo lubi czytać, a tata dostanie ode mnie nową lustrzankę, bo pamiętam jak ostatnio narzekał, że musi kupić sobie nową. Dylan dostanie ode mnie koszulkę z podpisem Gortata. Wiem, że bardzo go lubi i chociaż zdobycie tego nie było łatwe, to jednak mi się udało.
Siadamy do stołu i zaczynamy jeść. Nikt się nie stroił, bo w końcu to jutro jest ten odpowiedni dzień. Wszystko przebiega nawet spokojnie. Dylan i ojciec rozmawiają o jego zdjęciach, a my tylko się temu przysłuchujemy. Nagle tata się podnosi i otwiera butelkę wina. Wie, że nie jesteśmy pełnoletni, ale i tak patrzy się na Dylan'a pytająco. Chłopak powoli skina głową. Nalewa mu, a później mi. Wino do obiadu, albo kolacji w naszej rodzinie nigdy nie było czymś dziwnym. Nachyla się aby nalać także Mari, ale ona powstrzymuje go swoją dłonią.
- Przecież wiesz, że nie mogę - mówi i uśmiecha się delikatnie.
Biorę do ręki kieliszek i upijam łyk wina. Marszczę brwi, gdy widzę jej uśmiech i go odwzajemnia. 
- Czy jest coś o czym nie wiem? - pytam  i przyglądam im się badawczo. 
Odkładam powoli lampkę wina, a tata patrzy się na mnie zakłopotany.
- Powinna wiedzieć - mówi cicho Maria i kładzie rękę na ramieniu mojego ojca, aby dodać mu odwagi.
Patrzę się raz na nią, raz na niego i nadal nie mogę zrozumieć o co im chodzi. Moja wyobraźnia podsuwa mi różne dziwne myśli. Czekam w napięciu na jakiekolwiek wyjaśnienia. 
- Maria jest w ciąży Sam - mówi niepewnie mój tata i obserwuje moją reakcję.
Czuję się tak jakby miała zwrócić jedzenie, które przed chwilą jadłam.
- Słucham? - powtarzam głuchym głosem.
- Sam, to dlatego wtedy wyjechałem - tłumaczy się skruszony. - Dowiedziałem się i musiałem wrócić...
- W porządku - odpowiadam zimnym, obojętnym tonem.
Wstaje od stołu i odkładam serwetkę, którą przez cały czas trzymałam w dłoni.
- Przepraszam na moment - mówię cicho i odchodzę. 
Kątem oka widzę jak Maria patrzy się na mnie współczującym wzrokiem, ale to tylko sprawia, że jestem jeszcze bardziej zła. Nie potrzebuje współczucia.
Nakładam na siebie płaszcz i wychodzę z domu. W Nowym Jorku o tej porze roku jest śnieżyca. Tym razem nie było inaczej. Przekraczam próg bramy i czuję zimny powiew wiatru. Płatki śniegu wplątują mi się w włosy i mimo, że umieram z zimna idę dalej. 
Skoro będą mieli dziecko, to ślub jest także nieunikniony. Jak będę mówić do niej po tym wszystkim? Mama numer dwa? 
Prycham ze złością.
A to dziecko? Ma być moim rodzeństwem? 
Nie przepadam za dziećmi i wiem, że tego szczególnie nie polubię. 
Wzdycham i wyjmuję telefon, który wzięłam ze sobą w pośpiechu. 
Justin już nie pisze ani nie dzwoni. Chris też. 
Może w końcu dali sobie ze mną spokój. 
Z Megan też dawno nie rozmawiałam. Mam wrażenie, że oddaliłyśmy się od siebie. Do tego Liam, który nie ukrywa, że trzyma stronę Justin'a. 
Odrzucam od siebie wszystkich ludzi na których mi zależy i niedługo zostanę sama. Ale to tylko i wyłącznie moja zasługa.
Jeszcze tylko czekać, aż Dylan powie, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego.
Wchodzę do parku i siadam na ławce. 
Jest ciemno, ale kolorowe światła, które zdobią park dodają temu wszystkiemu uroku i nic nie wygląda tak mrocznie. Wyobrażacie sobie spędzać Wigilijny wieczór w taki sposób? 
Cóż, witam w moim świecie.
Odblokowuje telefon i instynktownie wybieram numer.
Jeden sygnał.
Drugi.
Trzeci.
- Sam? - słyszę zdziwiony głos Justin'a w słuchawce i od razu czuję jak zaczynają piec mnie powieki. 
- Em, cześć - mówię robiąc wszystko, aby nie drżał mi głos.
- Coś się stało? - pyta przejęty.
Z moich oczu wypływa kilka łez. Czuję jak mróz szczypie mnie w policzki.
- Nie, wszystko jest okej - odpowiadam i pociągam nosem. - Ja tylko... - waham się i po chwili rezygnuje z powiedzenia wszystkiego co czuję. - Wesołych świąt, Justin - mówię cicho i za chwilę się rozłączam.
Przez jedną sekundę chciałam mu powiedzieć. Sama nie wiem co, ale naprawdę chciałam żeby wiedział co czuję. Ale jestem tchórzem. Nie potrafię tak.
Czuję się żałośnie. 
Dlatego, że w Wigilijny wieczór czuję się bardziej samotnie niż kiedykolwiek, że nie potrafię poradzić sobie z rozwodem rodziców i, że mimo tego co zrobił mi Justin i tak nie potrafię go znienawidzić. Ten chłopak jest stałą częścią mojego zwykłego dnia. Myślę o nim cały czas i nie potrafię przestać. 
Najgorsze jest to, że myślę o tym co się stało między nami tej beznadziejnej nocy. Zastanawiam się, czy rano żałował, albo czy powiedział mi coś konkretnego. Chciałabym wiedzieć co czuł.
Wstaję z ławki i idę w stronę bardziej zatłoczonej części miasta. Mimo, że to wigilia, to jestem pewna, że dużo ludzi jeszcze chodzi. Tym bardziej, że najwięcej rzeczy dzieje się właśnie wieczorem w Wigilie. 
Wchodzę w jedną z uliczek i widzę tłum ludzi. Chodzą z rodzinami i śmieją się. Widać, że cieszą się tym szczególnym i jedynym dniu w roku. 
Nagle przystaje w miejscu. Słyszę melodię, która wydaje się wyjątkowo znana.
Odwracam głowę w prawo i widzę otwarte drzwi do jakiegoś lokalu. Niepewnie idę w tam tą stronę i wchodzę do środka. Od razu robi mi się cieplej. Przeciskam się przez tłum ludzi i widzę jakiś zespół, który śpiewa. 
- Cause i build a home - słyszę melodyjny głos wokalisty - for you, for me.
Przystaje w miejscu i nasłuchuję się. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że znam tą piosenkę.

Patrzę się na Justin'a, który oblizuje usta i z uśmiechem wyciąga do mnie rękę.

- Tańczysz? - pyta lekko zachrypniętym głosem.
Powoli kiwam głową i z chichotem łapię jego rękę.

Wzdycham cicho. Tańczyliśmy na jego imprezie? 


- Czego się boisz, Justin? - pytam i staje bardzo blisko chłopaka. - Wyluzuj - mruczę w jego usta.


Kładę rękę na czole, aby dostało się do mnie trochę zimna. Nagle zrobiło mi się strasznie duszno.


 - Nie jestem aż tak pijana - deklaruje i zdejmuje ramiączka od stanika. 

Znowu łapie gumkę jego bokserek i zsuwam je w dół.
- Sam - zatrzymuje mnie. - Będziesz tego żałować - mówi.

Zamykam mocno powieki. Nie wierzę, że wtedy tak się zachowywałam.


- Po prostu się ze mną kochaj - szepczę.


Wychodzę z pomieszczenia chcąc jak najszybciej złapać świeżego powietrza.

Wspomnienia uderzają we mnie niespodziewanie jak bumerang, a ja nie potrafię sobie z nimi poradzić.

- Sam - mruczy przy moich ustach. - Chyba się w tobie zakochałem.


Nie wierzę w to. 
Nie wierzę, że zrzuciłam na niego całą winę, kiedy najbardziej winna w tym wszystkim jestem ja
Cholera, on już wtedy powiedział, że mnie kocha. 
Prowokowałam go, a on mi się opierał. Powiedział, że będę tego żałować. Czuję się jak ostatnia suka.
Mój krok przyśpiesza, aż w końcu zmienia się w bieg. 
Muszę wrócić do domu. Do San Diego. 
I tak nie pasuję do tej idealnej rodzinki mojego taty. Przyjazd tutaj był wielkim błędem.
Wbiegam do domu cała zdyszana.
- Sam - słyszę zdziwiony głos swojego ojca.
- Wracam do domu - mówię pewnym siebie głosem. - Kup mi bilety jeszcze na dzisiaj - mówię i wbiegam po schodach do swojego tymczasowego pokoju.
Zaczynam się pakować. Mój tata wchodzi za mną i przygląda się temu co robię.
- Dzisiaj wigilia. Nie możesz pojechać jutro? - pyta nadal oszołomiony moją nagłą decyzją.
Kręcę gwałtownie głową.
Tata podchodzi do mnie i łapie mnie za ramiona.
- Przestań na moment i porozmawiaj ze mną - mówi, a ja dopiero wtedy przystaje na moment. - Rozumiem, że ta informacja cię zszokowała, ale naprawdę nie powinnaś podejmować pochopnych decyzji - patrzy się na mnie błagalnym wzrokiem.
- To nie jest pochopna decyzja - zaprzeczam. - Nie pasuję do twojego życia. Zostawiłeś mnie, a kiedy znowu ci zaufałam, zrobiłeś to ponownie. Nie powinnam była w ogóle tutaj przyjeżdżać - mówię cicho i zaczynam znowu się pakować - A teraz proszę zamów mi te bilety. Albo sama to zrobię.
Bez słowa wychodzi z mojego pokoju.
Przypominam sobie o Dylan'ie, którego zostawiłam tutaj samego. 
Idę do jego pokoju i wchodzę nawet nie pukając.
- Przyszłaś już - stwierdza i podnosi wzrok znad telefonu - Stawiałem, że nie będzie cię co najmniej kilka godzin - żartuje, a ja uśmiecham się do niego. 
Podchodzę szybko i zarzucam mu ręce na szyję.
- Przepraszam, że sobie poszłam i cię zostawiłam. Jestem beznadziejną przyjaciółką - mamroczę w jego ramie. - Czasami zastanawiam się jak ty ze mną wytrzymujesz i nie mogę pojąć tego, że jeszcze mnie nie zostawiłeś. Kocham cię za to - przyznaje szczerze i słyszę jego delikatny chichot.
- Czemu cię tak nagle wzięło na wyznania? - pyta i dodaje nie czekając na moją odpowiedź: - Też cię kocham - mruczy cicho.
Odsuwam się od niego z uśmiechem i wychodzę z jego pokoju. Nagle przystaje w drzwiach przypominając sobie o czymś - Oh i pakuj się. Wracamy do domu - mówię i zostawiam go ze zdziwionym wyrazem twarzy.




○○


Rano już jesteśmy w San Diego. 
- Megan pisze, że dzisiaj o siedemnastej spotykają się wszyscy u niej - informuje mnie Dylan, a ja otwieram szeroko oczy.
- Przecież jest pierwszy dzień świąt - mówię zdziwiona.
Chłopak wzrusza ramionami.
- Ma być parę innych osób - wzrusza ramionami i śmieje się. - Tego nie ogarniesz Sam. Oni są porąbani i nie przepuszczą żadnej okazji, żeby zrobić imprezę. Nawet jeżeli to tylko mini impreza. 
- Kto będzie? - pytam.
- Standardowo. Liam, Justin. Z tego co wiem, to ma przyjść jeszcze Rita, a jak przyjdzie Rita to i Kendra i Alice przyjdą żeby zrobić jej na złość i może jeszcze nasz cudowny Chris... - wylicza zastanawiając się.
Krzywię się lekko. Połowy osób nie lubię. 
- Megan im nie może powiedzieć, że nie mogą przychodzić? - pytam z nadzieją w głosie.
- Wiesz, to działa w dwie strony. Megan pozwala wbić im, a przy najbliższej okazji ona może wejść na ich imprezy - mówi i chichocze.
Wzdycham ze zrezygnowaniem.


○○

Wchodzę do domu Megan pełna obaw. 
Chce porozmawiać z Justin'em. Chce mu powiedzieć, że wszystko pamiętam.
Przekraczam próg holu, a od razu dopada mnie Megan.
- Jesteś! - krzyczy i przytula mnie. - Dylan'a jeszcze nie ma.
- Cały Dylan - odpowiadam chichocząc.
- Każdy myśli, że przyjedziecie dopiero po Nowym Roku, więc jak teraz wejdziesz to będzie mała niespodzianka - śmieje się, a ja jej zawtórowuje.
- Są osoby, których we dwie nie lubimy, ale dzisiaj są całkiem znośne - kontynuuje swoje opowieści, a ja słucham jej i ciągle się uśmiecham.
Brakowało mi tego słowotoku Megan. Tylko ona potrafi w ciągu kilku minut wypowiedzieć taką ilość słów.
- Musisz mi opowiedzieć jak było, ale to później - mówi i ciągnie mnie za rękę w stronę reszty ludzi. - Wiem, że miało przyjść kilka osób, ale jest trohę więcej niż kilka. Tak tylko mówię, żebyś sie nie przeraziła jak wejdziesz - mówi i śmieje się.
Kiwam głową i idę za nią.
Wchodzimy do salonu, a moim oczom ukazuje się pełen ludzi widok. 
Okej, to o wiele więcej niż kilka. Może to nie jest o c prawdziwe imprezy, ale jest bardzo dużo ludzi. Leci muzyka, a wszyscy się śmieją i tańczą.
- Sam! Co ty tu robisz? - krzyczy Liam i przytula mnie. 
Śmieje się i odwzajemniam uścisk.
- Chodź do nas - mówi. - Wszyscy siedzą tam - wskazuje miejsce pobytu reszty ludzi. 
Kiwam głową i pozwalam mu siebie poprowadzić. Megan idzie tuż za nami i uśmiecha się do każdego po kolei. 
Nagle docieramy do miejsca gdzie wszyscy siedzą. Widzę Ritę, która uśmiecha się do mnie. Później przenoszę wzrok na Alice, która wygląda jakby ktoś ją nieźle wkurzył, a na koniec widzę to.
Kendra uczepiła się na Justin'ie. 
On siedzi oparty z nonszalanckim wyrazem twarzy i słucha jakiegoś gościa, którego nie znam, a Kendra opiera głowę na jego ramieniu i siedzi mu na kolanach.
Czuję jak moje nogi się uginają.
Cóż, to nie jest coś co chciałam zobaczyć.
Powiedziałam mu, żeby ruszył dalej. Najwyraźniej to zrobił.



JUSTIN
Po wczorajszym telefonie od Sam nie miałem ochoty przychodzić dzisiaj na jakąś mini imprezę Megan. Kiedy do mnie zadzwoniła miałem cholerną nadzieję, że może coś się zmieniło. Ale później okazało się, że po prostu chciała być miła lub cokolwiek.
Czuję, że już o mnie zapomniała. 
Najpierw to nagranie, teraz ten telefon. 
Ma mnie gdzieś, a ja muszę w końcu coś zrobić.
- Cześć Justin - słyszę za sobą głos Kendry i przewracam oczami. 
Siada obok mnie na kanapie i uśmiecha się szeroko.
Z jakiegoś powodu nie potrafię pałać do niej miłością.
- Gdzie Sam? -pyta, a ja wiem, że robi to specjalnie.
Dobrze wie, że Sam wyjechała i zapewne domyśla się, że już dawno o mnie zapomniała.
- Cokolwiek - mamroczę i przewracam oczami. 
Przysuwa się do mnie i kładzie rękę na moim ramieniu.
- Wiesz... - zaczyna powoli  - Nie musisz się nią przejmować. I tak nie była ciebie warta - mówi z uśmiechem.
Denerwuje się.
Nie ma prawa tak o niej mówić.
To ja nie jestem jej wart.
- Daruj sobie - warczę na nią i przechylam trunek, który został w moim czerwonym kubku. 
Nie mogę pozbyć się z głowy Sam z tym frajerem z imprezy. Ciekawe co teraz robi. Może o nim myśli? Albo tak bardzo się polubili, że cały czas spędzają razem? 
- Justin - mruczy przy moim uchu. - Wyluzuj się - po tych słowach składa pocałunek na mojej szyi, później kolejny i tak jakimś cudem ląduje na moich kolanach.
- Odwal się Kendra - warczę odsuwając ją od siebie. 
Mimo wszystko ciągle siedzi na moich kolanach. Jezu jaka ta suka jest denerwująca. Przez chwilę myślę o tym, żeby ją zepchnąć, ale nie robię tego. 
Niepewnie kładę rękę na jej plecach i powoli po nich przejeżdżam. 
Skoro Sam poszła na przód i o mnie zapomniała może ja też powinienem zrobić coś w tym kierunku?
Kendra powoli kładzie głowę na moim ramieniu, a ja mimowolnie zamiast niej wyobrażam sobie Sam.
Wzdycham cicho. 
Jestem beznadziejny.
Nagle przychodzi Dean i zaczyna opowiadać o swojej byłej lasce, którą przed chwilą spławił. Słucham go, a Kendra ciągle leży na moim ramieniu. 
Brakuje mi Sam i może jestem idiotą, ale to w pewnym sensie mi pomaga. 
Nie potrafię jej odepchnąć.
- Zobaczcie kto przyszedł! - słyszę głos Liam'a.
Odwracam głowę w tam tą stronę, a moja mina automatycznie się zmienia. 
Sam.
Stoi i przygląda mi się tępym wzrokiem.
Oblizuje powoli usta i zastanawiam się czy nie zepchnąć z siebie Kendry. Od razu żałuję tego, że w ogóle na cokolwiek jej pozwoliłem.
Zawsze muszę wszystko spieprzyć. 


22 komentarze:

  1. Wiedziałam że znowu coś się stanie ale mam nadzieję że jednak się pogodzą. xd

    OdpowiedzUsuń
  2. o kobieto XD Mam nadzieje ze Sam mu wybaczy

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieje, ze się pogodzą naprawdę. Podczas czytania tego rozdziału moja twarz przybierala różnego rodzaju miny. Będę miała przez ciebie zmarszczki! Xd Poprzez neutralność, uśmiech, szok, uśmiech, wyczekiwanie, nadzieje, zaskoczenie, uśmiech, zdenerwowanie oraz na końcu mieszanka rozczulenia, może lekkiego zawiedzenia i nadziei. Bylo dużo momentów, w których mój brzuch w niewyjaśniony sposób się kurczył. Z powodu słodkości i szczęścia, ale także z powodu bezradności i faktu, że nie dowiem sie co będzie w następnym rozdziale... Czuje, ze ten tydzień będzie sie ciągnął nieubłaganie... Mam nadzieje, ze z powyższych słów wywnioskowałaś, że rozdział bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Strasznie i mam tylko nadzieję, ze jakos przeżyje do następnego i pozytywnie mnie zaskoczy. No nie wiem... Na przykład jakimś mega slodkim momentem miedzy naszymi bohaterami? Albo związkiem Sam i Jussa? Tak tylko podsuwam pomysły xd I nie chcę żadnych zwrotów akcji, typu wkracza Chris, Alice lub Kendra i cos nagadają naszej Sam albo cos zrobią i bla bla bla. Kocham to oraz Ciebie slonce ❤ /Buźka 😘

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli w następnym razem oni się nie pochodzą to kuzwa oskarze cie o uszczerbek na mojej psychice XD ile można czekać no? Kochasz nas męczyć, już Cię poznałam, HA! Ale no plis, koniec. Czas aby zaczęło się wielkie love story :D Niech oni porozmawiaja i żeby w końcu się pochodzili :")

    Buzi

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieee jak mogłaś skończyć w takim momencie? :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Chce ich razem!!! Justin walcz! Ale sam ty tez! Nie bd taka cipka! Musisz pokazać mu ze on jest tylko twój a Nie! (▰˘︹˘▰)<(‾︶‾)>

    OdpowiedzUsuń
  7. No tak, zawsze musisz coś zwalić xD ale to typowy Justin. :''''D
    Ciekawie, ciekawie... :D
    Czekam na kolejny, hyhy ;3
    weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zawsze jak już się zaczyna coś układać to zaraz się pieprzy. :") Oby to wszystko sobie wyjaśnili:D
    Życzę weny i czekam na next :*
    /s

    OdpowiedzUsuń
  10. Debil xD Wiedziałam że tak będzie :') Współczuje dziewczynie, jej życie to tylko jedna wielka drama...

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie rozumiem dlaczego jest tal malo komentarzy... Przeciez ten rozdział jest idealny 👌❤

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam nadzieje że będą razem

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak to się stało, że tego nie skomentowałam ?? Świetnie jak zwykle i oby tak dalej ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  15. Ciekawy rozdział, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Te laska odczep się od Jusa on jest Sam

    OdpowiedzUsuń