poniedziałek, 19 października 2015

20. OBIETNICA



JUSTIN
  Nie widziałem się z Sam cały weekend. Z jednej strony cieszyłem się, bo perspektywa spędzania z nią czasu po tym wszystkim wydaje się absurdalna, a z drugiej zastanawiam się, czy niczego się nie domyśla.
Poniedziałek. 
To oznacza kolejny nudny dzień w szkole i głupie przygotowania na jeszcze głupszy bal. To tego codziennie przez prawie dwie godziny razem z Sam będę dekorował salę. Na samą myśl czuję się dziwnie. 
Nie wiem czy potrafię zachowywać się przy niej normalnie. Ale przecież nie mogę podejść do niej i powiedzieć jej: 
"Hej, to nic takiego, ale przeleciałem cię wczoraj na imprezie jak byłaś całkowicie upita"
Czujecie jak żałośnie to brzmi? 
Oh i jeszcze: ,,Mam nadzieję, że się nie gniewasz"
Pieprzyć to. Po prostu udawajmy, że nic się nie stało. Przecież nie musi wiedzieć.
Na razie. 
Zdejmuje okulary przeciwsłoneczne i wchodzę do szkoły. 
Mimo, że zaraz grudzień, to słońce dzisiaj nieźle grzeje. 
Gdy idę przez szkolny korytarz czuję na sobie wzrok większej żeńskiej części.
Jestem do tego przyzwyczajony. 
I nie będę udawał, że mi się to nie podoba.
Podchodzę do swojej szafki i wyjmuje z nich potrzebne podręczniki. Gdy ją zamykam moim oczom ukazuje się Sam, która stoi oparta o szafki i uśmiecha się do mnie.
Unoszę brwi.
- Co zrobiłem? - pytam zanim zdążę się powstrzymać. 
Sam wzrusza ramionami i chichocze.
- Nic - odpowiada. - Po prostu pomyślałam, że nasz "jeden wieczór" może trwać dłużej - mówi nieśmiało.
Oh, mimo lekkich zarumienionych policzków,  jest bardzo bezpośrednia.
- Chcesz... Chcesz się ze mną pogodzić? - pytam upewniając się czy dobrze zrozumiałem. 
Zastanawiam się czemu nagle zmieniła zdanie.
- Tak - mamrocze. - Myślę, że nie ma co się dłużej gniewać o to - macha nonszalancko ręką. 
- Serio? - mój głos jest pełny niedowierzania. 
- Yhym - odpowiada z chichotem. - Zresztą na imprezie nawet dobrze się dogadywaliśmy - zauważa.
Oh, nawet nie wiesz jak bardzo.
Dziewczyna, gdy widzi moją minę przestaje się uśmiechać.
- Em, jeżeli nie chcesz się godzić czy coś to okej - mówi nagle.
- Chcę - zapewniam ją szybko. - Naprawdę. 
Po prostu nie uważam, że na to zasługuję.
Na jej twarz znowu wraca uśmiech.
- Czyli wszystko między nami okej - mruczy i uderza mnie lekko w ramię. - W sumie to dobrze, że zaczynamy od nowa - mówi. - Nasze wcześniejsze relacje były niezdrowe - śmieje się, a ja jej zawtórowuje.
- Tak - mówię ciągle chichocząc.
Czekaj.
Co?
- Muszę już lecieć - mówi i patrzy się na coś za moimi plecami.
Odwracam się i widzę Chris'a, który uśmiecha się do niej.
To są kurwa jakieś żarty.
- Widzimy się na stołówce - macha mi lekko ręką i odchodzi do niego.
Obserwuje ich do czasu, aż nie znikają z mojego pola widzenia.
Chyba właśnie wpakowałem się w pieprzone friendzone.


SAM
  Gadałam z Chris'em i on powiedział, że się nic takiego się nie stało. Zrozumiał.
Stwierdził, że po prostu byłam zraniona przez Justin'a i dlatego go pocałowałam. Nie zrobił z tego wielkiej sprawy i jestem mu za to wdzięczna.
- Rozmawiałaś z nim? - pyta się Chris. 
Patrzy się na mnie spod uniesionych brwi.
- No tak - odpowiadam niepewnie. - I co z tego?
Chłopak kręci lekko głową.
- Myślałem, że jesteś na niego zła - mówi.
- Byłam - przyznaje. - Ale na imprezie coś się zmieniło - odpowiadam zgodnie z prawdą. 
Tak naprawdę nie wiem co, ale jest inaczej. Dzisiaj wydawał się przybity tym, że chce się z nim godził. Chyba naprawdę tego żałuje.
- To teraz jesteście parą, czy jak? - pyta.
Nie mogę nie wyczuć nutki kpiny w jego głosie.
- Nie... - mówię cicho. - Znasz Justin'a. On nie pakuje się w związki - przypominam mu.
- A gdyby on chciał? - dopytuje.
Opuszczam wzrok i nie odpowiadam mu. 
Po pierwsze sama nie wiem, co bym wtedy zrobiła, a po drugie jego ciekawość jest dziwnie nachalna.
Kątem oka widzę Dylan'a, który wchodzi do szkoły.
- Muszę pogadać z Dylan'em - wykręcam się i odchodzę od chłopaka.
Chris zrobił się dziwny. Naprawdę. 
Jest w nim coś innego. Coś czego wcześniej nie zauważałam.
- Cześć - mówi Dylan i przytula mnie na przywitanie.
- Co tam? - pytam i uśmiecham się szeroko.
W weekend przyszedł do mnie i znowu we trójkę gotowaliśmy.
Mój tata chyba zaczyna mieć nadzieje, że Dylan będzie jego zięciem czy coś.
Chyba muszę mu uświadomić, że to niemożliwe.
- Przyszedłem, więc żyje - odpowiada. - Oh, będziesz musiała mi w czymś pomóc.
Marszczę brwi i patrze się na niego podejrzliwie.
- W czym? - pytam niepewnie.
- Pójdziesz do Josh'a i powiesz mu miłe rzeczy o mnie - mówi, a ja patrzę się na niego jakby zwariował.
- Czekaj, jaki Josh? I po co mam to robić?
- Pamiętasz tego chłopaka z mojej imprezy? - pyta, a gdy przytakuję mówi dalej - Wszystko było między nami okej, ale cóż... Nie jestem miłym gościem. Zobaczył jak wyżywam się na dwójce pierwszaków i stwierdził, że nie jest dobry - prychnął.
Śmieje się i patrzę na niego spod podniesionych brwi.
- Żartujesz, prawa? - pytam pomiędzy napadami.
Dylan wzrusza ramionami.
- Nie moja wina, że oni są tacy przestraszeni i mali. Nie da się ich nie przestraszyć. Oni wręcz błagają o to - tłumaczy.
Nie wierze w niego. Przysięgam. 
Tak w ogóle, co to za chłopak, że obraża się na niego z powodu takiej błahej rzeczy? 
- Em... jeżeli mnie z nim zapoznasz, to czemu nie - zgadzam się rozbawiona. 
Nie chce się wtrącać między nich, ale skoro Dylan mnie o to prosi, to nie widzę przeszkody.
- Awwh Sam - mówi i cmoka do mnie w powietrzu. 
Chce powiedzieć coś jeszcze, ale podchodzi do nas pozostała trójka. 
Justin, Megan i Liam. 
Dylan nagle cichnie. 
- Co "Awwh Sam"? - pyta Liam i śmieje się z głupiej miny Dylan'a.
Wszyscy się śmieją. 
W sumie, jeżeli chciał powiedzieć coś o Josh'u, to nie dziwie się, że jest speszony. Był o krok przed wydaniem samego siebie. 
Patrzę się na Megan, która posyła mi znaczący wzrok. 
Zdecydowanie domyśla się o co chodzi.
Rudowłosa chcąc uratować Dylan'a zmienia temat. Rozmawiają o imprezie Justin'a. Fajnie, że cokolwiek z niej pamiętam, a jeżeli już pamiętam, to są to wspomnienia związane tylko z Justin'em. Cały czas spędziłam z nim.
Justin staje bliżej mnie. Nachyla się nade mną. Przegryzam lekko wargę i staram się udawać, że tego nie widzę. Skupiam całą swoją uwagę na ich rozmowie.
- No i wtedy Grandy poszła do Derek'a i powiedziała mu... 
- Dzisiaj jesteś skazana na dwie godziny w moim towarzystwie - mruczy mi do ucha, a ja chodź go nie widzę, to wręcz mam przed oczami ten jego uśmieszek.
O czym mówi Megan? Zgubiłam wątek po jakimś Derek'u.
Nie odpowiadam Justin'owi, ale ten nie daje za wygraną.
- Wiesz ile ciekawych rzeczy można zrobić przez dwie godziny? - pyta, a na moje policzki wpływa rumieniec.
Uderzam go lekko w klatkę piersiową. Nie chce, żeby reszta zobaczyła, że coś się dzieje. 
Swoją drogą ten chłopak jest bardzo dziwny. Albo mi się wydaje, albo chwilę temu zaproponowałam mu przyjaźń. Cóż, każdy odbiera to inaczej. 
Justin najwyraźniej stwierdził, że nasza przyjaźń będzie polegała na nieprzyzwoitych propozycjach. 
Dzwoni dzwonek. 
Justin odsuwa się ode mnie, a ja automatycznie czuję ulgę. Przy nim czuje się dziwnie. Jeżeli miałabym opisać, to jak czuje się w jego towarzystwie jednym zdaniem to zdecydowanie byłoby to: Brakuje mi tchu.
Jak cholera.
Żegnam się z nimi i idę do klasy. 
Mam teraz religię, więc to chwila czasu dla mnie, aby pomyśleć.
W sumie nie wiem nad czym mam myśleć, ale lepiej być do przodu. 



JUSTIN
  Przerwa była dosyć zabawna. 
Uwielbiam to jak Sam na mnie reaguje i przysięgam nie mogłem się powstrzymać przed powiedzeniem jej czegoś nieodpowiedniego tylko po to, aby zobaczyć jak się peszy.
To tak cholernie słodkie.
  Teraz mam w-f i koszykówkę z Chris'em. 
Śmiało mogę stwierdzić, że nienawidzę tego gościa. Wtedy kiedy powiedziałem mu jasno, żeby nie przywalał się do Sam, on zrobił coś totalnie odwrotnego. I jestem pewny, że zrobił to specjalnie. Bawi go ta sytuacja. Na tyle, aby móc wyciągać z tego jak najwięcej korzyści dla siebie. 
Liam jak zwykle nie ćwiczy na lekcji. Zwolnił się i poszedł na próbę swojego nowego zespołu - 5SoS. Swoją drogą, mają niezłe brzmienie. 
Liam'a nigdy nie ciągnęło do sportu w szkole, co nie oznacza, że nie jest wysportowany. Do siedemnastego roku życia wygrywał ze mną w siłowaniu się na rękę. Później, jak wziąłem się za kosza na poważniej i nabrałem mięśni stałem się silniejszy i mogłem spokojnie odegrać się na nim za te wszystkie lata. 
- Orientuj się Bieber - warczy na mnie Chris, gdy dopuszczam przeciwnika do naszego kosza.
Zaciskam zęby, ale nic mu nie odpowiadam. 
Skupiam się jak tylko mogę i zaczynam grać. 
Atakuje przeciwników, a gdy Chris krzyczy, żebym podał mu piłkę ignoruje go i biegnę dalej. Wszyscy mnie obstawiają. Nie mam wyjścia. Albo rzucam, albo podaje Chris'owi. 
Nie zastanawiając się długo rzucam piłkę do kosza i liczę na cud. 
Oczywiście nie trafiam. Zajebiście. 
Chris kręci głową i patrzy się na mnie z kpiącym uśmieszkiem.
- Nasz Justinek się zakochał i nie potrafi grać? - pyta, a reszta drużyny zaczyna się śmiać. 
Czuje jak moje zdenerwowanie wzrasta.
- Spierdalaj Marron - warczę na niego. 
Przechodzę przed nim i specjalnie zahaczam ramieniem o jego ramie.
Chłopak się zachwiał, ale z jego ust czy tak, czy tak nie znikał kpiący, denerwujący uśmiech.
- Pewnie jeszcze jej nie przeleciał i jest sfrustrowany - docina mi. 
Zamieram.
Już niewiele osób śmieje się z jego słów. Chyba zaczynają odczuwać napięcie.
Trafił w pieprzone sedno.
Odwracam się i zamachuje pięścią. 
Trafiam w jego nos. Chłopak się zatacza i upada. 
Uśmiecham się złośliwie. 
- Już ci powiedziałem Marron. Spierdalaj - mówię spokojnym głosem. 
Chris wstaje i chce się na mnie rzucić, ale dwóch jego kolegów przytrzymują go. 
Uśmiecham się i nie śpiesząc się nigdzie wychodzę z sali. 
To już drugi raz kiedy ten chuj ode mnie dostał i uwierzcie mi, że mogę odtwarzać sobie tę scenę w głowie cały czas.

SAM
Wchodzę na salę gimnastyczną i przyglądam się jej z przerażeniem. Ktoś zostawił nam tu tyle materiałów, że choćbyśmy mieli i pół roku, to pewnie byśmy nie zdążyli, a przecież mamy tylko miesiąc. Niecały. 
Wchodzę głębiej i widzę Justin'a, który męczy się z długim ciemnym materiałem i przeklina przy tym głośno. Nagle rzuca to na ziemię.
- Pierdole, nie robię tego - sapie i odchodzi. 
Gdy mnie zauważa robi dziwną minę. Zaczynam się śmiać. 
- To jest popieprzone - tłumaczy się i wskazuje na materiał rozwalony na ziemi.
- Po prostu nie umiesz - wytykam i ciągnę za materiał.
Chłopak przygląda mi się przez cały ten czas. Nie mijają trzy minuty, a ja już wieszam go przy ścianie. 
Patrzę się na niego i z pobłażaniem unoszę brwi.


- Nieważne - mamrocze i robi naburmuszoną minę.
Uśmiecham się. Wygląda jak małe dziecko.
- Nie będę robiła wszystkiego sama - mówię i rozkładam materiał na kolejną ścianę. 
Chłopak wzdycha.
- To co mam robić? - pyta. 
Uśmiecham się rozbawiona. On naprawdę nie jest przyzwyczajony do takich rzeczy. 
- Możesz wziąć drabinę i zawiesić ten materiał wyżej - proponuje, a gdy widzę jego skrzywioną minę przewracam oczami. - Po prostu napompuj pierdolone balony - warczę zdenerwowana. 
Chłopak unosi ręce w geście kapitulacji i teraz to on uśmiecha się rozbawiony.
- Byłem ciekawy kiedy stracisz cierpliwość - przyznaje, a ja rzucam w niego srebrnymi kulkami. 
Nawet nie wiem do czego one są tu potrzebne. 
Justin łapie ją w locie i zaczyna się śmiać. Zaczynam go ignorować i znowu zajmuje się materiałem.
Nienawidzę gdy ktoś sobie ze mnie żartuje. 
Ciemnowłosy podchodzi i nachyla się nade mną składając mi szybki pocałunek na policzku. Uchylam lekko usta zaskoczona jego niespodziewanym, aczkolwiek słodkim gestem.
Bierze drabinę i stawia ją przy ścianie. Jakby nigdy nic zaczyna pracować.
Okej, z tym chłopakiem jest coś naprawdę nie tak. 
Albo to ze mną jest coś nie tak


○○○


Wychodzę ze szkoły przed Justin'em. Jego zatrzymała jeszcze pani od Chemii, żeby pogadać z nim o jutrzejszej dodatkowej lekcji.
Na parkingu wpadam na Chris'a. Wygląda okropnie. Pod lewym okiem ma wielkie sine limo.
Gdy widzę go w takim stanie mimowolnie czuje uścisk w sercu.
- Co ci się stało? - pytam zdumiona jego wyglądem. 
Chłopak wzdycha.
- Nic takiego - mamrocze i opuszcza wzrok. 
Z kimś się pobił, to pewne. 
- Chris, przecież widzę. Z kim się tak pobiłeś? - pytam jeszcze raz.
Jestem zmartwiona. Cholernie. 
- Nie pobiłem się - odpowiada i w końcu podnosi wzrok, aby się na mnie spojrzeć.
- Przecież widzę.
Chłopak wzdycha cicho. Wygląda na bardzo zmarnowanego.
- Ktoś mnie po prostu uderzył - mówi, a gdy widzi moją minę dodaje: - Nie oddałem mu.
- Kto? 
Patrzy się na mnie dłuższą chwilę i chyba zastanawia się nad tym co ma mi odpowiedzieć. 
- Na treningu gadałem z chłopakami. Przyszedł Justin i... Przepraszam, wiem, że nie powinienem go zaczepiać, ale po tym co ci zrobił, po prostu nie potrafię - wzdycha, a ja wzrokiem zachęcam go żeby mówił dalej. - Powiedziałem mu, żeby dał sobie z tobą spokój, a on tak po prostu mnie uderzył - tłumaczy cicho.
Biorę wdech.
Co on sobie wyobraża? Czemu to zrobił? 
Mam wrażenie, że ten chłopak coraz bardziej przegina.
- Tak po prostu cię uderzył? - pytam niedowierzając.
Chris przytakuje głową.
Nie jestem zła. Jestem zawiedziona. Myślałam, że nasza relacja w końcu stanie się bardziej zdrowa lub cokolwiek. Ale najwyraźniej Justin nie ma takiego słowa w swoim słowniku. 
Patrzę się na zegarek w telefonie. 
Za chwilę spóźnię się na obiad z tatą. Ma mnie zabrać do jakieś nowej restauracji w centrum. 
- Niestety muszę już iść - mówię. - Potrzebujesz czegoś? Może cię odwieźć? - proponuję. 
Nie chce zostawiać go tutaj samego, tym bardziej, że Justin kręci się w pobliżu.
Chłopak kręci głową.
- Jest w porządku - mówi i uśmiecha się lekko. - Zadzwonię wieczorem, okej? - pyta, a gdy przytakuje głową odwraca się i odchodzi.
Nie mam czasu, żeby czekać na Justin'a. Napiszę mu po prostu, że musiałam jechać. I tak później będę musiała pogadać z nim o tym, że uderzył Chris'a. Musi wiedzieć, że nie może tak po prostu go uderzyć. 


○○○


Wchodzę do domu i zastaje mnie głucha cisza.
- Tato? - krzyczę, a mój głos odbija się echem od pustych ścian. 
Wchodzę do salonu i widzę mamę siedzącą przy stole. 
- Gdzie tata? - pytam podejrzliwie. 
Jasnowłosa patrzy się na mnie współczującym wzrokiem i nie odpowiada. 
- Gdzie jest tata? - pytam znowu, a w swoim głosie słyszę wzrastającą panikę.
Mama wzdycha cicho.
- Samantho... - zaczyna niepewnie.  - On wyjechał - mówi cicho. 
- Gdzie? Wróci? Po co pojechał? - zasypuje ją pytaniami i czuje się jakby ktoś włożył mi kamień do gardła. 
- Wrócił do Nowego Jorku. Do Marii - informuje mnie, a w jej głosie nie ma nutki czułości. 
Przybiera obojętny wyraz twarzy i wstaje.
- Przez ciebie? - pytam. - To pewnie twoja wina. Kazałaś mu odejść! - podnoszę głos.
W środku kipię emocjami. Mam ochotę zacząć płakać.
Obiecał mi, że zostanie. 
Nie mógłby złamać obietnicy.
- Nic nie zrobiłam - mówi spokojnie. - Powiedziałam ci, żebyś się nie przyzwyczajała. To było pewne, że zniknie. Zresztą tak jak zawsze. 
Zakrywam twarz dłońmi.
- On by mnie nie zostawił! - krzyczę. - To twoja wina!
I w tym momencie ona robi coś niespodziewanego. Bierze torebkę i nawet na mnie nie patrząc wychodzi z domu. Czuje jak pojedyńcze łzy wypływają z moich oczu.
- Nienawidzę cię! Słyszysz?! Nienawidzę! - krzyczę jak najgłośniej potrafię.
Wyjmuję telefon z kieszeni i wycieram mokre od łez policzki. Wybieram numer taty. 
Jeden sygnał, drugi, trzeci.
Nie odbiera. Odrzucam telefon w bok i ciągle pochlipując wchodzę po schodach do swojego pokoju. Kładę się na łóżko i zawijam w kłębek.
Nie mógł mnie zostawić. Przecież obiecał, że mnie nie zostawi. 


○○○


Wchodzę na podwórko Justin'a, gdy na dworze jest już ciemno. 
Przepłakałam całe popołudnie i naprawdę nie wiem co tutaj robię.
Do tego mój tata nie odbiera. 
Czuje się oszukana i nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.
Naciskam dzwonek i czekam, aż ktoś mi otworzy. Mam nadzieję, że nie ma w domu jego mamy. 
Chłopak otwiera mi drzwi, a gdy widzi w jakim jestem stanie blednie. 
Przez pierwszą chwilę chce mu powiedzieć o Chris'ie. Po to mniej więcej przyszłam. 
Ale gdy patrzę się w jego oczy znowu zaczynam płakać. 
Jestem beznadziejna. 
- Zostawił mnie - łkam. Ciemnowłosy przyciąga mnie do siebie mocno. - Obiecał, że tego nie zrobi. Obiecał mi - mamroczę przez łzy w jego ramię. 
Chłopak otacza mnie ramieniem i zamyka za mną drzwi od domu. 
- Spokojnie - szepcze mi we włosy. 

JUSTIN
Prowadzę roztrzęsioną dziewczynę na górę do swojego pokoju. Siadamy na moim łóżku. Dziewczyna zdejmuje z siebie kurtkę i buty i znowu siada obok mnie. 
Nigdy w życiu nie widziałem jej takiej. 
I cholernie mnie to przeraża. 
Sam wtula się we mnie. Obejmuję ją ramionami i opieram się o oparcie łóżka. 
- Co się stało? - pytam lekko zachrypniętym głosem.
W pokoju panuje półmrok. Nie zdążyłem nawet zapalić lampki. Zgaduje, że dziewczyna nawet tego nie chce.
- Zostawił mnie - powtarza kolejny raz. 
Kładę rękę na jej policzku i ścieram z niego łzy, chociaż i tak za chwile pojawiają się nowe. 
- Kto?
Chce wiedzieć przez kogo tak cierpi. Chce wiedzieć, kto sprawił jej ból. 
Cały czas mocno ją przytulam. Przysięgam, że kiedy czuje to jak się trzęsie i chlipie za każdym razem, gdy bierze oddech, dosłownie boli mnie serce. Myślę tylko o tym, żeby zabrać od niej wszystkie złe rzeczy które czuje. 
Nigdy nie widziałem niczego gorszego niż to co widzę teraz.
- Mój tata - chipie. - Obiecał mi, że ze mną zostanie - łapię ją za rękę i ściskam mocno.
Boże, chyba nawet nie wyobraża sobie jak bardzo to rozumiem. Rodzice, którzy nie chcą mieć z tobą nic wspólnego, zostawiają cię z dnia na dzień i myślą, że nic złego się nie stało. 
- Nie chce tego czuć - mówi słabym głosem. - Żałuje, że mu zaufałam. Tak bardzo tego żałuje - wyznaje swoim delikatnym głosikiem.
Całuje ją lekko w czubek głowy.
- Kiedyś przestanie boleć - mówię. - Zobaczysz, że najgorzej jest zawsze na początku. Później wszystko będzie dobrze - upewniam ją. 
- Tyle ludzi mnie już zraniło -  mamrocze.
Sam odsuwa się ode mnie, aby spojrzeć mi w oczy. Są całe zaczerwienione i świecą się od dużej ilości łez.
- Obiecaj mi - szepcze błagalnym głosem - Obiecaj mi, że nigdy mnie nie okłamiesz. Jesteś jedyną stałą osobą w moim życiu. Obiecaj, że mnie nie zostawisz - szepcze i znowu wtula się w moje ramie. 
Czuję się tak jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.
Ona mi ufa, a jak na razie, to ja jestem osobą, która zraniła ją najbardziej. 
Obejmuje ją mocno i zaciskam oczy, aby pozbyć się tego pieprzonego poczucia winy. 
Nienawidzę tego. 
- Obiecuję - szepczę, a mój głos mimowolnie się łamie. - Obiecuję - powtarzam tak jakbym sam siebie próbował przekonać do prawdziwości swoich słów.
Obiecaj mi, że mnie nie zostawisz.
W mojej głowie raz po raz rozbrzmiewają jej słowa. Choćbym chciał, nie mogę się ich pozbyć. 
Od teraz ta obietnica będzie dla mnie jak pieprzona tortura. 






37 komentarzy:

  1. Jejku:( jak on mógł ją zostawić... Niech tylko Justin tego nie spieprzy, ona tyle przeżyła, ehh:( jak zwykle świetny i czekam na nowy:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku:( jak on mógł ją zostawić... Niech tylko Justin tego nie spieprzy, ona tyle przeżyła, ehh:( jak zwykle świetny i czekam na nowy:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Pod koniec rozdzialu aż zakrecila mi sie łezka w oku :,) Genialny, postaram się jakos wytrzymać do soboty ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaaaa! Pogodzili się *-* Ale, trochę słabo ze Justin nadal jej nie powiedział,teraz się będzie męczyć biedak... No cóż.. Biedna Sam ,ojciec chujek! :/

    Buzi

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedna Sam ;c
    Cudowny, czekam na next i życzę weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. O jejuniu pogodzili się jak ja się cieszę *.* nie lubie jej ojca on jest głupim chujem . Czekam nn 😄❤️

    OdpowiedzUsuń
  7. Justinek wpadles └(^o^)┘└(^o^)┘└(^o^)┘

    OdpowiedzUsuń
  8. Cholerka.no to Justin się wkopał.
    Mam nadzieje,że da rade jakoś to naprawić.
    Świetny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oezu co tutaj się stanelo!? Przecież jak ona się dowie że się przespali to mu nie wybaczy ��

    OdpowiedzUsuń
  10. O my god.
    To jest tak super poplątane, że aż chcę więcej. Szkoda, że dodasz w sobotę ale wszystko rozumiem i warto czekać na kolejny. No to... weny! :'D

    OdpowiedzUsuń
  11. O nie. I co on zrobił. Przecież jak się Sam dowie to go znienawidzi :-(
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejku...Przez prawie cały rozdział uśmiechałam się i wydawałam z siebie dziwne odgłosy jak głupia :') Tylko końcówka :'( Boże biedna...i jeszcze do tego te głupie kłamstwo. Dlaczego ten debil nie mógł jej powiedzieć na początku !?
    Czekam na nn ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. „Po prostu napompuj pierdolone balony” KOCHAM CIE ZA TO ❤❤❤:'')

    OdpowiedzUsuń
  14. Niech on jej powie prawdę!! To będzie istny koszmar jeśli ona się dowie i będą się kłócić i pogodzą się (coś czego bym nie wybaczyła) :/

    OdpowiedzUsuń
  15. Co tu dużo mówić ? Genialny rozdział, jak zawsze :)) Świetna akcja, nie mogę doczekać się kolejnych wydarzeń <33

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak zawsze perfekcyjny !

    OdpowiedzUsuń
  17. Zobacz jak ładnie skomentowany, dodaj !!!

    OdpowiedzUsuń
  18. Niech on jej powie prawdę, błagam!!!!

    A.T

    OdpowiedzUsuń
  19. On musi to jakos dobrze rozegrać

    OdpowiedzUsuń
  20. Uwielbiam... Co tu wiecej pisac, weny:)

    OdpowiedzUsuń
  21. No eeej. Proszę dodaj juz 21 🙇❤ Nie moge się doczekać dalszych losów tej dwójki, błagam 🙏 🙏 Dzisiaj jest sobota, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  22. Sobota minęła! Juz nie będzie rozdziału, prawda? 😢😭😭

    OdpowiedzUsuń
  23. Piękny czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  24. Dodasz dzisiaj???? Czekamy z niecierpliwością..

    OdpowiedzUsuń
  25. Piękny. Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja Tu przez ciebie umieram 😭😭

    OdpowiedzUsuń
  27. Niektórzy ludzie myślą że tylko dzieci mogą ranić rodziców ale w wielu przypadkach jest na odwrót 😢. Cudowny rozdział 😊

    OdpowiedzUsuń